Saturday, July 7, 2007

07/07/2007 Durness


Jesteśmy na północnym wybrzeżu Szkocji i dzisiejszego dnia od samego rana …”obieramy się” z kleszczy. A to wszystko przez to, że zachciało nam się wczoraj przenocować w lesie. Rozbiliśmy wieczorem namiot, który okazał się pełen kleszczy. Nie wspomnę już o „midges” (nie znam polskiego odpowiednika), które gryzą jak diabli, latają stadami i są tak małe, że ich prawie nie widać! Tak więc wczoraj 2 godziny przed snem walczyliśmy z owadami, których było tyle, że nawet kolejne 2 godziny nie wystarczyłyby, żeby je wybić. Zmęczeni i zrezygnowani zasnęliśmy i pozwoliliby im robić swoje, a dzisiaj od rana wyciąganie kleszcze z różnych części ciała jest dla nas jak jedzenie – normalka :)
Z innych wiadomości, to pogoda totalnie beznadziejna. Leje i wieje cały dzień. I akurat w takich warunkach przyszło nam łapać „stopa” na najbardziej nieruchliwych i spokojnych drogach Szkocji! Łatwo się domyślić, że tkwimy prawie w miejscu… Podobno piękne jest to miejsce, czasami jak nie pada :)
P.S. W Ullapool Piotrek w końcu zjadł słynnego szkockiego haggisa. Ja tylko 1 gryza z zamkniętymi oczami wzięłam, żeby nie było, że nie próbowałam… Mięliśmy nawet widownię składającą się z okolicznych mew. Jedna z nich darła się jak nienormalna i przybywało ich coraz więcej i więcej. Musiała krzyczeć coś w stylu: „Żarcie przyszło! Żarcie przyszło!” :)



No comments: