Saturday, June 30, 2007

30/06/2007 Portree (Wyspa Skye)



Isle Of Skye Pipe Band Festival ma śmiesznych panów porządkowych. Kilt i żółta kamizelka według mnie są odjazdowe. Wpadamy z ludźmi, którzy nas podwozili do Portree, a tam cała populacja zamieniona w widownię, oczekującą na wydarzenie roku w miasteczku - festiwal bandów kobzowych :) No to dołączyliśmy! Portree to największe siedlisko cywilizacji na Wyspie Skye, którą właśnie objeżdżamy. A objeżdża się bardzo fajnie - totalnie w klimacie wyspy, czyli 5 domów na krzyż w danej miejscowości i i 5 samochodów na krzyż - na godzinę na drodze. Mając aż taki wybór złapaliśmy sobie małżeństwo z wypaśnym samochodem kempingowym. Strasznie się musieli do nas przywiązać, bo poprosiliśmy ich, żeby nas wyrzucili w jednej z tych 5-cio domowych wiosek, po czym uszliśmy kawałek, a Ci jadą spowrotem w nasza stronę i mówią: "Jedzcie z nami dalej, bo tu masakra - taka nuda. Szkoda Was zostawiać!" No to pojechaliśmy i podążając za owcami (jak widać poniżej :) wylądowaliśmy w Uig, skąd za 2 dni odpływa nasz prom na Isle Of Lewis (podobno bardziej cywilizowana wyspa - wsie 15-sto domowe :)


więcej zdjęć z Pipe Festival w galerii -> TUTAJ

29/06/2007 Glenfinnan


Jeśli komuś wydaje się, że jest fanem Harrego Pottera, a tu nie był - to ma rację! Wydaje mu się...
Właśnie jesteśmy w miejscu, gdzie kręcono sceny z pociągiem do Harrego Pottera. Wygląda jak z bajki :) Nawet gdyby odjąć sławę tego miejsca związaną z Harrym to i tak jest cudowne! Widoki zapierają dech w piersiach. Łapiemy "stopa" tam i spowrotem ta sama droga (Fort William-Arisaig), żeby sobie pooglądać widoki :)




monument (zaPiotrkiem)

28/06/2007 Arisaig




Su, u której zatrzymaliśmy się (z Servas-u) jest niesamowita! Babka ma 65 lat i mówi nam rzeczy w stylu: "Nie kupujcie labradora! Tzn. , kupujcie jak chcecie mieć psa pół dnia myślącego o jedzeniu, a drugie pół o seksie..." Albo: "Jeśli wybieracie się do Afryki to wiedzcie, ze Europejczyk tam to nie człowiek, tylko plecak pieniędzy idący ulicą, któremu koniecznie trzeba coś sprzedać." Niesamowicie barwna postać z życiorysem, o którym można by przynajmniej kilka książek napisać. Jak dodam do tego, że ma dom z fantastycznym widokiem na ocean, to chcemy tu zostać na zawsze, a nie tylko dwa dni...
P.S. Sądzimy, ze Su była już wszędzie! Jakiekolwiek miejsce na Świecie nie wymienimy, ta była tam przynajmniej dwa razy :)


POCZTÓWKI ZE SZKOCJI...




Spędziliśmy około pół godziny wybierając kartki, pół dnia zajęło nam ich wypisywanie i adresowanie. Wydaliśmy "fortunę" na znaczki! A potem Piotrek wrzucił je do jakiejś dziwnej skrzynki...
Droga Rodzino, Przyjaciele, Znajomi - jeśli nie dojdą - znajcie przynajmniej moje chęci i pomysłowość Piotrka... :) Pozdrawiamy!


Piotrek został ukarany :)

Wednesday, June 27, 2007

27/06/2007 Loch Ness




Potwornie plastikowy ten potwór! I potwornie tandetny! A ten prawdziwy całkiem spoko... Piwo postawił :) Fortunę można by tu wydać na gównostojki z Nessie. Muszę się przyznać, że zakupiliśmy jedną. Najmniejszą i najlżejszą (i najtańsza :) oczywiście, bo trzeba ją taszczyć na plecach przez całą drogę. Siedzimy sobie w jakimś słynnym pubie i nie zdążyliśmy nic kupić, a już jesteśmy po jednym. Wystarczyło poprosić: "chcielibyśmy spróbować czegoś lokalnego...?" i mięliśmy nalane 100ml próbki wszystkiego :) Milutko! P.S. Jeśli pogodę w Polsce można czasem nazwać w kratkę, to w Szkocji cały czas - w krateczkę. W ciągu jednej godziny dwa razy leje, dwa razy świeci słonce... Dzisiaj np. poszłam na chwilę, na dłuższą chwilę właściwie do ubikacji, a Piotrek został rozbijać namiot. Wychodzę - dalej praży słońce - a Piotrek, namiot i wszystkie rzeczy kompletnie mokre, bo właśnie przeszła burza! Mam wyczucie czasu z potrzebami... :)




26/06/2007 Aviemore





Pio musiał zorientować się, że go rozpoznaliśmy, bo ogolił się na łyso...
Dzisiaj ze skupieniem oglądaliśmy proces tworzenia szkockiej whisky i spróbowaliśmy czy jest tak dobra jak mówią... Jest! Destylarnia na destylarni w tej Szkocji! My wybraliśmy Blair Athol Distillery w Pitlochry. Jeszcze tylko Loch Ness i komercyjną Szkocję będziemy mięli zaliczoną! Potem odjechaliśmy kilkadziesiąt mil od miasteczka, żeby nas whisky nie kusiło. A za chwilę "znieczuleni" :) rozbijamy namiot "na dziko" koło wrzosowisk. Dobranoc!

znalazłem to w kiblu i nie mogłem się oprzeć żeby umieścić :) /Piotrek/

Monday, June 25, 2007

25/06/2007 Ceres



Po pierwsze: jesteśmy pewni, ze nasz kot Pio z Dublina śledzi nas udając Hitlera...
Mieszkamy w starej szkole przerobionej na dom w Ceres i smakujemy szkockich przysmaków. Właściwie to przysmaki to za dużo powiedziane, bo na śniadanie ledwo zmęczyłam - papkę z płatków owsianych czy czegoś takiego. Ale wczorajsza kolacja - pyszna. W każdym razie Ann i David z Servasu - przedstawiają nam Szkocję od strony szkockich potraw, napojów i napojów dla dorosłych :) Z bólem rozstaliśmy się z Katey , ze "szkockim przyjacielem" i z całym Pittenweem. Zadomowiliśmy się strasznie w West End - jednej z dwóch tamtejszych spelunek rybackich. Fajnie było wchodzić tam po dwóch dniach pobytu i znać wszystkich. Pół godziny trwało pożegnanie z całą wioską, Johny - właściciel baru nawet łzę uronił i wytarł się w moje ramię :) Będziemy tęsknić...
P.S. A propos pogody, bo tu wszyscy gadają o pogodzie... W Szkocji jak nie wieje, to piździ... A w przerwach albo pada, albo jest brzydka pogoda. Siedzimy właśnie w parku, Piotrek wymyślił, żeby iść pozwiedzać Szkocję w Lidl-u, bo tam jest ciepło :)

Saturday, June 23, 2007

23/06/2007 Pittenweem

Dzisiaj się dowiedzieliśmy, że mieszkamy z Katey w Pittenweem a nie Anstruther :)



Thursday, June 21, 2007

21/06/2007 Anstruther




Spędziliśmy wczoraj wieczór z Katey z Couch Surfing i jej znajomym, którego imienia nie pamiętamy. Nie pamiętamy jego imienia, bo (nazwijmy go "szkocki przyjaciel") cały wieczór dbał o to, aby Szkocja podobała nam się bardziej i bardziej i bardziej!!! Mam na myśli: około północy, gdy zamykali jeden z dwóch okolicznych pubów jego portfel był pusty, a my byliśmy zakochani w Szkocji i szkockiej whisky! I rumie! I lokalnym piwie! I w naszym "szkockim przyjacielu"! Chwileczkę później nastał poranek i trwa nadal - nasze miłości mimo kaca też :)
P.S. Katey jest osobą, która naprawdę żyje chwilą ;) Przykład: znalazła wczoraj arbuza pod drzwiami "szkockiego przyjaciela" i ...zajęło jej jakieś 30 sekund wywiercenie w nim dziury i wlanie w nią pół litra wódki. Degustacja dzisiaj wieczorem! Kto może niech się zjawi!

katedra w St. Andrews

20/06/2007 Lake District - St. Andrews



Cały dzień w trasie... W końcu złapaliśmy tirowca. Bardzo zabawnego grubcia, z którym przekroczyliśmy granicę Anglia - Szkocja. Na początku w ogóle go nie rozumieliśmy przez jego szkocki akcent. Ale po godzinie jak przestaliśmy już gadać było git :) A potem jechaliśmy najgorszym "stopem" w naszym życiu. Z dwoma poobdzieranymi, wydziarowanymi, przerażającymi swym menelsko-kryminalnym wyglądem facetami. Nie wiem po co w ogóle wsiedliśmy do nich! Chcieli nas dowieźć do samego St. Andrews, ale nie wytrzymaliśmy napięcia, bo jeździli jakoś dziwnie wyglądającymi drogami i poprosiliśmy, żeby nas wysadzili. No i utknęliśmy w jakiejś "pimpidowce", ale przynajmniej oddychaliśmy swobodnie... Kończąc: żyjemy, pozdrawiamy, mamy się świetnie! :)

19/06/2007 Braithwaite - Keswick




Półdniowa wycieczka w góry. Niestety dawno tego nie robiliśmy i kondycja kiepska. Na jednym ze szczytów zrobiłam sobie regulacje brwi i manicure. Piotrek się na początku dziwił, no ale nie mamy póki co łazienki, czy jakiegokolwiek miejsca do takich czynności :) Poza tym bardzo to było przyjemne w tak pięknych okolicznościach przyrody. Obok barany, jeziora, paprocie, wzgórza...
P.S. Nad jeziorami dużo ptactwa i chciałabym nadmienić, że Piotrek jedną kaczkę prawie uśmiercił rzucając jej nierozdrobnioną połówkę kromki chleba. Wzięła to na raz i dusiła się i krztusiła około 15 minut, a myśmy ja zasłaniali przed "gapiami". Co za stres!

Piotrek do dzisiaj oblazi ze skory :)

punkowa owca!

Sunday, June 17, 2007

17/06/2007 Walia - Lake District w Anglii



Przejechaliśmy Walię nawet nie wiem kiedy, bo nas zagadywał koleś organizujący wyprawy kajakowe np. na Antarktydę - Steve. Zdążyłam, tylko zauważyć, że malownicza. W sumie dotarlibyśmy dziś do Szkocji bez problemu, bo często się ludzie zatrzymywali, tyle że Steve powiedział nam, żeby koniecznie pojechać do Lake District. Miał rację! Widoki jak z widokówek! A ludzie nawet BMW 7 się zatrzymują :) Ale gorszymi autami też... Raz nawet jechałam w foteliku dla dziecka i było całkiem dobrze, bo posuwaliśmy się do przodu, tyle że siedziałam na chipsach, wgapiali się we mnie Krasnal, Księżniczka i Barbie, a dach uciskał mi mózg... Może dlatego teraz takie bzdury piszę :)
P.S. Wyspy Brytyjskie wyzwalają we mnie zapędy piosenkarskie. "Chore zapędy piosenkarskie" - kazał napisać Piotrek... Musiał mnie niestety słuchać jak łapaliśmy "stopy", bo nie mogłam przestać... Tzn. umilałam mu śpiewem czas oczekiwania :)

Thursday, June 14, 2007

13/06/2007 Dublin

Spowrotem w domku przy Elensborough Grove. Odpoczniemy parę dni i ruszamy do UK. Dzisiaj zatrzymywaliśmy same ekskluzywne fury :) W sumie objechaliśmy wyspę prawie czterdziestoma "stopami".
Mapa naszej trasy

Wednesday, June 13, 2007

12/06/2007 Rope Bridge - Giant's Causeway


Odpoczęliśmy trochę w Belfaście ugoszczeni przez Maję i Tomka - kuzyna Piotrka. Pozdrawiamy! Tylko trochę leżeliśmy plackiem - w ogrodzie botanicznym. Resztę czasu spędziliśmy w Falls i Shankill - dzielnicach katolickiej i protestanckiej - ciekawe do zobaczenia miejsca. Dzisiaj rano zwinęliśmy się i przemieszczamy się północnym wybrzeżem. Właściwie to już osiedliśmy w lesie, żeby przeczekać do rana. Pogoda w końcu irlandzka: leje, wieje, mgły... :) Ale i tak udało nam się zobaczyć Rope Bridge i Giant's Causeway w niezłych warunkach. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać uprzejmość i otwartość Irlandczyków! Dzisiaj na przykład niejaki Walter postawił nam lunch: "coffee and muffins", oczywiście po tym jak nas podwiózł parędziesiąt kilometrów dalej niż mieszka...




Sunday, June 10, 2007

10/06/2007 Belfast



Jesteśmy! Dzisiaj nie było tak łatwo... Tzn. połowę trasy Clones - Belfast pokonaliśmy od razu, a później przyjechała do nas policja, bo łapaliśmy na autostradzie. Ale tylko, żeby nam powiedzieć, że stoimy w złym miejscu i wskazać nam dobre :) Tak czy siak trochę się na początku wystraszyliśmy... We wskazanym przez policję miejscu zatrzymało nam się ...porsche! Niestety pełne ludzi i skończyło się na "good luck!". Co do Belfastu jest ...brytyjski.

09/06/2007 Clones




Ośmioma "stopami" prawie dotarliśmy do Belfastu. Prawie, bo tak na prawdę rozbiliśmy się na dziko na pastwisku w Clones, bo przejechanie Irlandii z południa na północ w jeden dzień - to za dużo nawet jak dla nas. Chociaż jakbyśmy chcieli to spokojnie dotarlibyśmy dziś do Północnej Irlandii. Jak nie dziś - to jutro! Tak na marginesie: irlandzkie krowy są baaardzo ciekawskie w każdym regionie Irlandii :)

08/06/2007 Youghal



W Youghal Piotrka słońce poparzyło! I jak stwierdził Victor - powinien się tego wstydzić! Tak się opalić w Irlandii, a nie w Hiszpanii czy Włoszech na przykład... :) Victor z Couch Surfing udostępnił nam "kanapę" na dwie noce. Jest Hiszpanem z najfajniejszą profesją o jakiej ostatnio słyszałam: "professional balloon maker". Jego "dzieła" z balonów są niesamowite. Zrobił dla nas żółwia w dwie minuty używając sześciu balonów. Wracając do czerwonego jak świnka Piotrka - nie za bardzo może się biedak ruszać, po wczorajszym dniu spędzonym na plaży - więc skazani jesteśmy dzisiaj na zacienione irlandzkie puby :)

Wednesday, June 6, 2007

06/06/2007 Dungarvan



Dotarliśmy do Dungarvan bardzo szybko pięcioma "stopami". Jeżdżenie stopem po Irlandii jest łatwiejsze niż się spodziewaliśmy. Nigdy nie czekaliśmy dłużej niż 15 min.
Mieszkamy tu dwa dni z Annett z SERVASu. Jest świetna! Wczoraj zabrała nas ze sobą do pracy i uczyliśmy się jak wyleczyć krowę z rozwolnieniem :) Nie chcecie wiedzieć!

04/06/2007 Ballyheige




Sytuacja przedstawia się tak: Piotrek byczy się na plaży, a ja tuż koło niego! Znowu spędzimy noc "na dziko", bo jest zbyt ładnie, żeby stąd odjeżdżać. A propos jeżdżenia to mięliśmy dzisiaj tylko dwóch, ale za to świetnych podwożących. Pierwszy z Turcji, który zawiózł nas do Limerick mimo, że mieszka 30km przed nim - w Ennis. W trakcie podróży wyskoczyliśmy do niego na "czaj". Drugiego złapaliśmy dwa razy - jaka ta Irlandia mała :) - Murzyna ze Szwajcarii! Nie wiemy jak on jeździł, albo jak my - w każdym razie za drugim razem zawiózł nas: "gdziekolwiek chcecie" :)! No i jesteśmy na piaszczystej cudownej plaży w Ballyheige!